Z bieda-nauczycielami bliżej do doliny słoni niż do doliny krzemowej
Wynagrodzenia pracowników a w szczególności relacje pomiędzy zarobkami poszczególnych grup zawodowych to jedna z bardziej wrażliwych społecznie kwestii, mająca również konsekwencje dla jakości życia społeczeństwa i długookresowego rozwoju gospodarki. Naturalną rzeczą jest, że przedstawiciele poszczególnych zawodów porównują swe zarobki z zarobkami przedstawicieli pozostałych grup zawodowych lub pracowników innych branż. Relacje te z jednej strony odzwierciedlają ogólne prawa ekonomiczne, takie jak zależność pomiędzy wielkością popytu a wielkością podaży na konkretnych pracowników, z drugiej zaś są wyrazem pewnego rodzaju umowy społecznej akceptowanej przez większość społeczeństwa lub narzuconej mu w imię ideologii głoszonej przez rządzących i czasami wygodnej wyłącznie dla nich.
Z tak narzuconą ideologią mieliśmy w Polsce do czynienia w czasach komunizmu, gdzie tzw. sojusz robotniczo-chłopski gloryfikował ciężką pracę fizyczną zaś umniejszał wartość pracy umysłowej i twórczej. Ideologii tej odpowiadała struktura ówczesnej gospodarki z dominacją przemysłu wydobywczego i ciężkiego, gdzie na rynku łatwiej było kupić lokomotywę wyładowaną po brzegi węglem niż dobrą książkę a pracownicy tzw. trój-branży (przemysł wydobywczy, ciężki i maszynowy) stanowili elitę zarobkową – oczywiście elitę na miarę zapóźnionej rozwojowo ówczesnej Polski. Przedstawiciele zawodów twórczych i tych związanych z szeroko rozumianą edukacją, intelektualiści i artyści przedstawiani byli jako kategoria darmozjadów, do tego darmozjadów niebezpiecznych – w głowach których zalęgnąć się mogły myśli wywrotowe, podważające narzucony porządek. Stąd też struktura wynagrodzeń odpowiadała ówczesnej ideologii, zaś przedstawiciele zawodów twórczych i związanych z edukacją traktowani byli co najwyżej jako maskotki władzy pod warunkiem, że nie głosili poglądów krytycznych wobec nich. Jeśli masz Drogi Czytelniku pewnego rodzaju deja vu, to jesteśmy w podobnym stanie ducha.
Niestety, w ciągu minionych 30 lat, pomimo wielu z sukcesem przeprowadzonych reform, nie udało się zmienić struktury wynagrodzeń stosownie do postępujących zmian w strukturze gospodarki i roli poszczególnych zawodów w społeczeństwie, zwłaszcza w tych obszarach, gdzie dominującym właścicielem pozostaje wciąż państwo a o wysokości wynagrodzeń i dopływie pracowników do zawodu decydują politycy poprzez wysokość i strukturę wydatków budżetowych.
Stąd w 30 lat od rozpoczęcia transformacji ustrojowej wynagrodzenia w edukacji, służbie zdrowia i zawodach związanych z opieką społeczną znajdują się na samym końcu rankingu wynagrodzeń. Jedyna zmiana dotyczy sektora finansowego, który pod względem zarobków wysunął się w III RP na pozycję lidera. Jednak tuż za nim pozostaje, tak jak dawniej, sektor wydobywczy i górnictwo oraz pozostałe sektory, gdzie udział tworzenia wartości dodanej jest relatywnie niewielki. Ranking zaś zamykają sektory edukacji, zdrowia i opieki społecznej.
Podobnie przedstawia się struktura wynagrodzeń w rozbiciu na poszczególne zawody. Najnowsza dostępna statystyka dotyczy końca 2016 roku. W zestawieniu tym uderza dysproporcja pomiędzy wynagrodzeniami nauczycieli a przedstawicielami władzy. Nabiera to szczególnego znaczenia w kontekście niemal wszystkich wyników badań na temat zaufania do poszczególnych zawodów, gdzie nauczyciele są na czele tychże rankingów a na ich końcu przedstawiciele władzy i politycy. Jednak pod względem wynagrodzeń kolejność w rankingu jest odwrotna.
Polska nie jest jedynym krajem o takiej strukturze wynagrodzeń. Charakterystyczna ona jest dla wszystkich gospodarek postkomunistycznych, gdzie dominowała kiedyś ta sama ideologia a wraz z nią gloryfikacja trudu fizycznego, zaś zawody związane z edukacją umieszczano na dole drabiny dochodowej. W krajach rozwiniętych, takich jak Niemcy, USA, Japonia wynagrodzenia nauczycieli stanowią dwu a nawet trzykrotność średniego wynagrodzenia w kraju. We wszystkich krajach dawnego „bloku wschodniego” daleko odbiegają od średniej.
Niedoskonałość tak ujętej statystyki nie uwzględnia jednak siły nabywczej zarobków w poszczególnych krajach. Nie trudno wykazać, że koszty życia w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych są znacznie wyższe niż w Polsce, na Węgrzech, czy pozostałych krajach naszego regionu.
Rzut oka na statystykę uwzględniającą siłę nabywczą wynagrodzeń (wyrażoną w $PPP) nie zmienia istotnie dysproporcji pomiędzy zarobkami nauczycieli w krajach wysokorozwiniętych a zarobkami w krajach Europy Centralnej i Wschodniej. Co więcej, na wykresie poniżej zestawiono wysokość średnich zarobków nauczycieli z uwzględnieniem ich siły nabywczej z zarobkami górników. We wszystkich krajach wysokorozwiniętych, tych, które są liderami postępu technicznego, zarobki górnika są niższe od wynagrodzeń nauczycieli stanowią od 66 procent (USA) do około 80 procent ich wysokości (Korea, Wlk. Brytania, Niemcy). W wielu krajach dawnego „bloku wschodniego”, w tym również w Polsce, która wydaje się, że aspiruje do grona gospodarek wysoko rozwiniętych, nauczyciele zarabiają zaledwie 60 do 80 procent średniej pensji górnika.
Górnictwo węglowe od dziesięcioleci wspierane jest dotacjami rządowymi a każdy Polak w 2017 roku dopłacił do wydobycia węgla około 1900 zł rocznie (na podstawie raportu „Ukryty rachunek za węgiel 2017. Wsparcie górnictwa i energetyki węglowej w Polsce – wczoraj, dziś i jutro, Wise Europa, 2017), Praktycznie oznacza to, że słabo wynagradzani nauczyciele współfinansują swymi podatkami lepiej zarabiających górników. I nie chodzi tu o antagonizowanie poszczególnych grup zawodowych a zastanowienie się nad konsekwencją takich relacji dla gospodarki i społeczeństwa w dłuższym okresie. W ekonomii znany jest efekt przesuwania się ludzi z zawodów słabiej wynagradzanych do tych, gdzie płace są wyższe. Utrzymywanie obecnej struktury wynagrodzeń już dzisiaj sprawia, że w zawodzie nauczyciela pozostają głównie pracownicy starsi, zaś napływ młodych jest zdecydowanie zbyt mały. Nauczyciele, w wieku nie przekraczającym 30 lat stanowią w polskich szkołach zaledwie 5,6% ogółu, jeszcze mniejszy udział młodych nauczycieli mają takie kraje jak: Słowenia, Litwa, Węgry, Hiszpania, Włochy i Grecja.
Największy odsetek młodych nauczycieli występuje w Wielkiej Brytanii, Belgii, USA i Japonii, gdzie są oni zdecydowanie lepiej wynagradzani. To młodzi na ogół są nośnikami postępu, charakteryzują się większą kreatywnością niż ludzie w wieku 50+, a taka jest średnia wieku polskiego nauczyciela. Zjawisko coraz mniejszego napływu młodych nauczycieli w najbliższych latach będzie się pogłębiać. Co więcej, przy niskich zarobkach nauczycieli pogłębiać się będzie również negatywna selekcja osób chętnych pracować w tym zawodzie. Od kwalifikacji i jakości pracy nauczycieli zależy jakość przyszłych elit intelektualnych naszego kraju. Im większa bieda wśród nauczycieli, tym gorsza ich jakość, tym niższy poziom nauczania, tym marzenia o doganianiu poziomu życia krajów wysokorozwiniętych oddalają a bliżej nam do doliny słoni niż do doliny krzemowej.
Maria Drozdowicz
BIEC